Przyczyn nieudanych związków może być oczywiście bardzo wiele. Niektóre pary, aby poczuć się ze sobą lepiej, potrzebują po prostu treningu lepszego komunikowania się, w innych przypadkach to jednak często nie wystarcza. Za wiele dysfunkcji w związkach odpowiadają wzorce, które nabyte w dzieciństwie, nieustannie odgrywamy w naszej obecnej rzeczywistości. Dzieje się tak głównie dlatego, że jako dzieci nie rozumiemy pojęcia „normalnego dzieciństwa”, więc wszystko co dostrzegamy i przeżywamy, akceptujemy i uznajemy za całkowicie oczywiste. Przyczyn dysfunkcyjnych związków jest oczywiście bardzo wiele, ale w tym artykule postaram się przedstawić trzy, moim zdaniem główne i najczęstsze.
Każdy z nas, bez względu na to czy uznaje swoje dzieciństwo za udane czy wręcz przeciwnie, nosi w swojej głowie tzw. „instynkt domu”. Tym instynktem jest potrzeba odtwarzania, już w dorosłym życiu, pierwotnej sytuacji rodzinnej. Nawet jeżeli była ona bardzo destruktywna i bolesna, tkwi w nas i nieświadomie dążymy do rozwijania jej w naszych obecnych relacjach. O wielu negatywnych wspomnieniach możemy prawie całkowicie nie pamiętać, gdyż zostały one zepchnięte do naszej podświadomości, jednak mimo to przejawiają się w naszym dorosłym życiu.
Warto zapamiętać, że dziecko jest obrazem uwewnętrznionej walki rodziców, którzy, trzeba szczerze przyznać, nigdy nie są doskonali.
Przykładem tego typu wzorca, może być np. sytuacja w której mężczyzna zaczyna milczeć, gdy jego partnerka narzeka na niego i obwinia go. Mimo, że kobieta bardzo pragnie aby się odezwał, wręcz namawia go, aby wydusił z siebie jakiekolwiek słowo, jej partner staje się tylko jeszcze bardziej zamknięty, a czasami nie wytrzymuje napięcia i po prostu wychodzi z pomieszczenia. Dzieje się tak dlatego, że przez większość swojego dzieciństwa obserwował on ojca, który podczas wysłuchiwania narzekań matki, wpatrywał się w ścianę i w ogóle nie potrafił z nią na ten temat rozmawiać. Gdy żona krzyczała na niego jeszcze głośniej i zaczynała płakać, on włączał telewizor albo po prostu wychodził do innego pokoju. Dorosły syn, z powodu „instynktu domu” w swojej głowie, nie potrafi otworzyć się przed swoją kobietą, kiedy ona zwraca mu na coś uwagę, gdyż taki właśnie wzorzec przyjął w swoim dzieciństwie. Nie ma pojęcia skąd bierze się w nim napięcie w tego typu sytuacjach i tak samo nie rozumie tego jego partnerka. Obojgu im brakuje świadomości przyczyny problemu, a w związku z tym też współczucia i zrozumienia, które jest podstawą pracy nad relacją.
Kolejną istotną kwestią, często wynoszą z okresu dzieciństwa, jest tzw. „myślenie magiczne”. Bierze się ono z tego, że dziecko nie potrafi zrozumieć otaczającej go rzeczywistości, więc zaczyna osobiście się czuć za nią winne. Kiedy zajmująca się nim matka jest smutna, podirytowana czy zła, dziecko wyczuwa to i stwierdza, że musi to być jego wina. W oczach dziecka wszystko odnosi się do niego samego. W jego głowie pojawia się sposób myślenia: jeśli zrobię X, to zdarzy się Y. Taki sposób myślenia nie ma jednak nic wspólnego z rzeczywistością – jest to czysta fantazja. Z tej jednak fantazji, rodzi się trzecia przyczyna wielu dysfunkcji w związkach, czyli poczucie winy. Kiedy partner zachowuje się w niewłaściwy sposób, osoba z nabytym „myśleniem magicznym” stwierdza, że dzieje się tak dlatego, że to ona zrobiła coś nie tak i to musi być jej wina.
Taka osoba będzie miała ogromny problem ze stworzeniem szczęśliwej relacji, gdyż ciągłe poczucie winy nie pozwoli jej dostrzec prawdziwej przyczyny dysfunkcji. Bez dostrzeżenia przyczyny problemu, nie można rozpocząć pracy nad związkiem. Bardzo możliwe, że nieświadomie zwiąże się z osobą, która jej poczucie winy będzie starała się ciągle podtrzymywać i niestety wykorzystywać. Nie będzie jednak potrafiła się rozstać z partnerem z obawy, że skoro jest tak beznadziejna, to na pewno nigdy sobie nikogo nie znajdzie i już na zawsze pozostanie samotna. Warto obserwować siebie, czy są w naszym życiu momenty, w których pojawia się owe „myślenie magiczne”.