Couplelook to ostatnio bardzo gorący trend na Instagramie. Żeby móc za nim podążać musisz mieć przede wszystkim kogoś do pary. Jak drugą skarpetkę, bo logiczne, że w jednej przecież nie wyjdziesz. Kiedy jesteś już x 2 to: zakładacie takie same bluzy, dodajecie te same akcesoria, wiążecie taki sam kucyk, pstrykacie fotę i dodajecie hashtag #couplelook, tak aby cały świat, a na pewno Ci, którzy Was obserwują wiedzieli jak bardzo dobrana z Was para.
Nie wiem jak Wy ale ja nigdy nie podążałam ślepo za trendami. Z prostej przyczyny, nie chciałam wyglądać jak tysiące innych kobiet. Jasne, od czasu do czasu kupię coś co aktualnie jest trendy, ale nigdy zestaw z manekina. Niosłoby to ze sobą zbyt duże ryzyko, że potem będę uciekać przed jego klonami na ulicy. Wolę mieć kilkanaście podstawowych rzeczy i dowolnie je miksować oraz podbijać różnymi akcesoriami, których mam milion, niż wyglądać jak 90% kobiet w Warszawie. Pamiętam jak kiedyś na spotkanie przyszła do mnie dziewczyna w pięknej subtelnej złotej biżuterii, identycznej jaką tego samego dnia miałam na sobie. Irytowało mnie to do tego stopnia, że musiałam przeprosić, wyjść ze spotkania i ją ściągnąć. Zatem jeśli nie jestem w stanie znieść tak samo ubranej kobiety, to tym bardziej nie podążę za trendem, który dyktuje mi, że powinnam wyglądać jak siostra bliźniaczka mojego faceta.
Producenci marek odzieżowych bardzo szybko podchwycili ten trend i komunikują couplelook jako wzmacnianie poczucia bliskości i tak ważną w relacjach pracę zespołową. Dla mnie bardziej to brzmi jak promocja na dziale Unisex: Dwie bluzy w cenie jednej czyli zestaw dla dwojga skrojony na miarę dobrego związku. Może jeszcze dorzucą Wam w gratisie sztuczne wąsy i brodę byście mogli już w 100% się do siebie upodobnić. Przepraszam, ale nikt i nic nie jest w stanie mnie przekonać, że taki sam dobór garderoby świadczy o szczęśliwym statusie związku. To czy jesteś szczęśliwa czy nie widać po Twojej twarzy, w sposobie w jaki patrzysz na swojego mężczyznę, słychać w tonie głosu kiedy o nim mówisz. I nie jest Ci do tego potrzebny żaden hashtag. Odrzuć ten hashtag i zapamiętaj, że w byciu razem nie chodzi o to by być identycznym, ale by siebie uzupełniać.
Wchodząc w związek nie wyrzekasz się swojej indywidualności. Wypełniasz go nią, udoskonalasz. Sprawiasz, że dzięki Tobie i temu co wnosisz jest ciekawiej. Jesteś ciekawa i dzięki temu interesująca. Pielęgnuj więc w sobie swoje pasje i rozwijaj osobowość, bo to jest coś, co zwróciło na Ciebie uwagę Twojego partnera. Coś co go zainteresowało i sprawiło, że uznał, że jesteś wyjątkową kobietą i że właśnie taką chce Cię mieć w swoim życiu. Bądź cały czas tą ciekawą intrygującą osobą, którą poznał. Nie rezygnuj z siebie w imię dobra Waszego związku, bo gwarantuję Ci, że nic dobrego z tego nie wyniknie.
Nigdy nie rozumiałam kobiet, które wchodząc w głębszą relację przestawały być sobą. Przestawały rozwijać swoje pasje, odcinały się od swoich przyjaciół, skupiały się w 100% na swoim wybranku i nic poza nim nie istniało. Z Ja przeskakiwały do MY i to Ja już nigdy nie miało swojego głosu. Stawały się cieniem swojego partnera lub raczej zaczynały żyć w jego cieniu. A kiedy przestajesz błyszczeć, przestajesz być interesująca. Już nie ma w Tobie tej iskry, którą Twój partner widział na początku. Nie ma tej dziewczyny, która z zapałem oddawał się temu co kocha. W której widział pasję i wiedział, że musi się postarać, by z takim samym błyskiem w oku patrzyła również na niego. Jeśli zrezygnujesz z tego i pokażesz mu, że to on jest całym Twoim światem i nic poza nim nie istnieje, to może być to dla niego po prostu za dużo.
Ja osobiście nie chciałabym być dla kogoś całym jego światem, ale na pewno chciałabym być jego ulubiona częścią. Zatem niech on będzie częścią Twojego świata, a nie jego epicentrum, bo jeśli nie będziesz miała w swoich planach nic poza wpatrywaniem się w telefon, bo może on zadzwoni, to automatycznie staniesz się dla niego mniej atrakcyjna. Będzie wiedział, że zawsze się z nim spotkasz, bo nic innego Cię nie zajmuje. I wtedy może zacząć się zastanawiać czy w ogóle warto spędzać z Tobą czas, bo związki powinny być rozwijające, a jeśli Ty sama się nie rozwijasz, to jak możesz pomóc rozwinąć się jemu? Obie wiemy, że nie chcesz by zaczął się zastanawiać więc nie zapominaj o sobie i tym co kochasz, nie ważne jak mocno kochasz jego.
Kiedyś spotykałam się z facetem, który w fazie poznawczej naszej znajomości był zachwycony moim stylem życia i zafascynowany dosłownie wszystkim co mnie interesowało. Mało tego, chciał robić to wszystko razem ze mną! Jednak jakoś przez cały czas trwania naszego związku zawsze znajdował wymówkę by zostać w domu. Najchętniej przed telewizorem, komputerem lub wlepiając oczy w telefon, najczęściej jednak robiąc wszystkie te trzy rzeczy na raz. Więc ja zgarniałam moje przyjaciółki, wsiadałam na rower, w kajak, do samochodu, na deskę, a czasem także i na konia i galopowałam ku lepszym rozrywkom niż scrollowanie feeda na Facebooku czy też innym Instagramie. Robiłam to co mnie pociągało i czym szczerze dzieliłam się z nim od początku. Naprawdę uważam, że nie musimy być identyczni by być razem, ale powinniśmy być ze sobą szczerzy i nie udawać kogoś kim nie jesteśmy.
Niestety bardzo często poprzez niezrozumienie się na poziomie potrzeb ludzie utykają w niesatysfakcjonujących ich związkach, a potem nie wiedzą jak się z tych związków wyplątać. Nie każdy ma odwagę by przyznać się do porażki, wielu też łudzi się, że z czasem wszystko się zmieni, ale zazwyczaj się nie zmienia. Często w momencie kiedy się spotykamy jesteśmy już w dużym stopniu ukształtowani i dokładnie wiemy jakie są nasze oczekiwania czy to w stosunku do partnera czy do sposobu życia jaki chcemy prowadzić. Nie wiemy tylko dlaczego czasami jest nam tak trudno to wyartykułować lub czemu niekiedy rozmijamy się z prawdą. Zatem jeśli czegoś nie lubisz lub masz inny plan na swoje życie to jasno to komunikuj. Jeśli tego nie zrobisz tylko ochoczo przytakniesz na przedstawioną przez tę drugą stronę propozycję, to ta druga osoba będzie oczekiwała, że dotrzymasz słowa. A jeśli nie dotrzymasz to będzie się zastanawiać czemu tak właśnie się stało, będzie tworzyć w głowie scenariusze, pomyśli, że to z nią jest coś nie tak, a nie wpadnie na to, że to Ty nieco podkoloryzowałeś rzeczywistość. Kobiety dużo się domyślają, bo ktoś im kiedyś wmówił, że powinny słuchać swojej intuicji. Intuicja intuicją, ale czasem lepiej sprawdza się rozmowa.
I tu przechodzimy do fundamentalnej podstawy udanych związków czyli tak ostatnio zaniedbywanej i niedocenianej komunikacji. Prawdziwą rozmowę niestety zastąpiły nam albo wspomniane już wyżej domysły, albo konwersacje na Facebooku. Zamiast usiąść i porozmawiać wpatrujemy się w swoje smartfony – scrollujemy, lajkujemy, tagujemy, a w efekcie nie zauważamy kiedy się od siebie oddalamy. Nie rozmawiamy w cztery oczy tylko prowadzimy konwersacje na cztery ręce lub jednego kciuka, w zależności od urządzenia, którym aktualnie dysponujemy. Przy tego typu wymianie zdań kiedy nie widzimy swoich reakcji, mimiki, nie słyszymy tonu głosu łatwo można popaść w błędną interpretację, a od błędnej interpretacji już bardzo krótka droga do nieporozumienia. Wysyłamy sobie serduszka i buziaki w Messengerze zamiast po prostu do siebie podejść i najzwyczajniej w świecie pogadać i się przytulić. I tu pojawia się druga tak ważna składowa udanego związku, bliskość. Niestety obecnie tę ciepłą i naturalną ludzką bliskość zastąpiła ta wirtualna, dawkowana nam oszczędnie poprzez zimny ekran naszego błyszczącego smartfona. Szczerze to dziś uważam, że mój wspomniany wyżej eks miał znacznie głębszą relacje ze swoim iPhonem niż ze mną. Kto wie, może gdybym była zawsze pod ręką i bardziej intuicyjna w obsłudze to bym nam się udało, a tak to nie pomógł nawet fakt, że często chodziłam w jego tshirtach.
Couplelook mnie nie przekonał i uważam, że zamiast przebierać się za swoje klony powinniśmy zacząć ze sobą rozmawiać, bo szczęście mierzy się szerokością uśmiechu na twarzy, a nie ilością wspólnych hashtagów na Instagramie.